Tytuł: Dragonus Cracovus: Biomagia Szał Vandy
Autor: Marta
Kurek
Ilość stron: 669
Jeśli sądzisz, że smoki to krwiożercze bestie,
jesteś w błędzie. Dragonus Cracovus – współczesny gatunek jak ludzie rozumny i
cywilizowany – właśnie kupiły miasto i zgodnie z Testamentem Smoka Wawelskiego
miały do tego pełne prawo. Na czele z królową Zempher Draregiss*rapthiss Rezz
pragną odbudować królestwo, gdzie skrzydlate gady i ludzie będą żyć w pokoju i
dobrobycie; pragną opowiedzieć zakłamaną legendę swojego przodka na nowo.
Ale czy jest tak, jak się z pozoru wydaje? Piętnastoletnia Wanda Wszechwiedzka przypuszcza, że to aż zbyt piękne. I ma rację. Oprócz barwnej kultury i nowoczesnej technologii, smoki posiadają śmiertelnie groźny sekret. Sekret, który zagraża nie tylko Zempher i jej poddanym, lecz i nieświadomym niebezpieczeństwa ludziom.
Ale czy jest tak, jak się z pozoru wydaje? Piętnastoletnia Wanda Wszechwiedzka przypuszcza, że to aż zbyt piękne. I ma rację. Oprócz barwnej kultury i nowoczesnej technologii, smoki posiadają śmiertelnie groźny sekret. Sekret, który zagraża nie tylko Zempher i jej poddanym, lecz i nieświadomym niebezpieczeństwa ludziom.
Przyznam szczerze, że bardzo intrygowała mnie
historia, którą wymyśliła Marta Kurek. Pomysł na fabułę był oryginalny, ciekawy
i widziałam jeszcze książki, która opowiadałaby o smokach żyjących w Krakowie
tuż obok ludzi. Szukałam tej książki w Internecie, ale dopiero na WTK miałam
okazję zobaczyć tę książkę na żywo i postanowiłam ją kupić.
Moje pierwsze wrażenie było takie, że spodobała
mi się kolorystyka książki. Wiem, że niektórzy narzekają na rysunki i
malowidła, ale mnie to w jakiś sposób urzekło. Była to inwencja twórcza i
zamysł autorki, aby coś takiego znalazło się w jej opowieści i to mi się
podobało. Jedynym minusem jest dla mnie wielkość książki. Jest strasznie duża i
czasami trudno mi się ją czytało, ale to tylko moje odczucia, bo innym coś
takiego może odpowiadać.
Jak sam opis mówi historia opowiada o smokach,
Wandzie i sekrecie, który zagraża wszystkim żyjącym w Krakowie. Jak dla mnie
pomysł na fabułę był świetny i naprawdę ciekawy, ale wykonany w trochę gorszy sposób.
Nie było idealnie, ale nie było też źle. Niekiedy miałam wrażenie, że
bohaterowie w ogóle siebie nie słuchają lub nie wiedzą o czym w danej chwili
mówią. Było między nimi wiele wymuszonych kłótni, problemów i nieścisłości,
których czasami naprawdę nie rozumiałam. Sama historia też na pierwszy rzut oka
zdaje się opowieścią dla młodszych czytelników – nazwiska niektórych bohaterów wprost
jednoznacznie określają ich charakter oraz zawód, postawa niektórych bohaterów
(na początku historii) jest nieco dziecinna, a także cały wstęp jest taki… No
bardziej myślałabym, że będzie to delikatna historyjka o smokach. Jednakże
autorka miała chyba inną wizję, bo jest tu dość sporo scen śmierci i sama
fabuła dąży w dość niewesołą drogę. To mi trochę przeszkadza. Wolałabym, aby
cała historia była w mroczniejszym klimacie – wraz z bohaterami, ich
zachowaniem oraz wszelkimi nazwami. Nie musiałaby się drastycznie zmieniać, ale
to z pewnością zmieniłoby nieco odbiór całej opowieści o smokach.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to z całą pewnością
mam problem z główną bohaterką. Wanda wydawała mi się przez całą książkę
irytująca i niekiedy bardzo denerwowało mnie jej zachowanie. Wydawała się być
dumna, pyskata i wierząca jedynie w swoje słowo. Denerwowała mnie też jej
wiedza i to, że często używała biologicznych metafor i była dość zbzikowana na
tym punkcie. Tak samo jak jej rodzice. Ciągle nosili kitle i używali
biologicznych wtrąceń. Ja tego nie robię, a kształcę się w kierunku biologii –
chociaż może jestem wyjątkiem na tym świecie i jako jedyna z biologicznego
kręgu tego nie robię.
Mimo to starałam się ją polubić i wczuć się w jej
historię, bo dziewczyna nie miała łatwo, ale i tak było mi trudno. Jakoś nie
przypadła mi do gustu.
Zrobiła to natomiast smoczyca Vebula. Ją bardzo
polubiłam i jakoś przeżywałam z nią jej wszelkie trudy. Pragnęłam dla niej
szczęścia rodziny, aby udało jej się w miłości i żeby uratowała swoich bliskich
oraz pozostałe smoki. Była naprawdę ciekawa i rozdziały z jej perspektywy były
interesujące. Polubiłam też Wita Twardowskiego i sądzę, że był chyba moją
ulubioną ludzką postacią w całej książce.
Muszę też wspomnieć o dość ciekawej rzeczy
występującej w całej opowieści, a dokładniej o języku, który używają smoki.
Autorka zaimponowała mi tym, gdyż sama chyba nie chciałabym wymyślać nowego
języka do książki, a ona to zrobiła. Sam koncept oraz pomysł był naprawdę
ciekawy, ale wykonanie… Szczerze powiem, że omijała linijki ze smoczym
językiem, ale mimo to uważam, że jest to dobry pomysł. Chociaż czasami miałam
problem z tymi gwiazdkami, szlaczkami i innymi znaczkami wstawionymi w tekst.
Miałam też problem z bardzo długimi rozdziałami.
Strasznie mi się dłużyły i często wyczekiwałam końca rozdziału, którego nie było
widać. Dobrą zmianą byłoby, gdyby rozdziały były krótsze. Czytałoby się to
wtedy szybciej i nieco dynamiczniej, a historia nie zdawałaby się wlec bez
końca.
Sądzę, że opowieść o smokach, które pojawiają się
w Krakowie, jest naprawdę ciekawą historią. Może nie jest wykonana perfekcyjnie, a główna bohaterka nie należy do
najciekawszych, to cała reszta jest dobra. Poboczni bohaterowie są dobrzy i ich
większe rozbudowanie w kolejnych tomach może naprawdę uratować całą historię.
Sądzę też, że jeżeli Wanda będzie lepiej napisana, to cała książka może na tym
naprawdę zyskać. Pierwszy tom jest dobry. Warto chociaż sięgnąć po niego i
zapoznać się z wizją autorki, która jest naprawdę ciekawa i nieco poprawiona
mogłaby być jeszcze lepsza.
Czekam na drugi tom, bo jestem ciekawa jak
potoczy się historia Vebuli oraz smoków. Mam nadzieję, że wyjdzie i będzie
lepszy niż pierwsza część.
Ocena: 6/10
Zapraszam też na mojego Instagrama.
Komentarze
Prześlij komentarz